Książka „Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica” porusza, bo przełamuje kolejne tabu. Ten, kto ją przeczyta, inaczej spojrzy na nasz kraj. Ludzie znają dzieci księży. Znają ich matki i ojców. Ale o tym się głośno nie rozmawia. Niektórzy mówią - tabu. Inni - hańba. Wszyscy wiedzą, że księża nie przestrzegają celibatu.

TEKST KAMILA I BŁAŻEJ TOBOLSCY Od bycia rodzicem nie ma wakacji. Pomimo letniej beztroski naszych dzieci, my musimy być czujni na pojawiające się w tym czasie zagrożenia. Jeśli bowiem w porę nie zareagujemy, możemy wiele stracić... Dominika w wakacje, po skończeniu pierwszego roku studiów, wybrała się na wędrówkę w Bieszczady. Tam na jednym ze szlaków spotkała ludzi, którzy sami siebie określali ekologami związanymi ze słońcem i mającymi lepszy kontakt z naturą. Zaprosili ją do swojej chaty, która stała gdzieś na bieszczadzkiej polanie. Żyli tam bez prądu, zupełnie odcięci od cywilizacji. Wrażliwą dziewczynę zafascynowała ich inność. Po powrocie do domu, w ciągu kilku dni zdecydowała się wyjechać ponownie w Bieszczady i zamieszkać z grupą ekologów. Szybko jej kontakty z bliskimi stały się oschłe i powierzchowne. Kiedy więc zaniepokojeni rodzice odnaleźli nowe miejsce pobytu córki, z przerażeniem zobaczyli oblicze „ekologii”, które oprócz kąpieli w rosie, bardziej wyróżniał panujący w chacie brud i odór. Na nic zdały się próby namówienia Dominiki do powrotu do domu i kontynuowania studiów. Nie pomogła też interwencja policji, która odkryła, że pod przykrywką życia zgodnego ze słońcem i naturą kryje się handel środkami odurzającymi. Dopiero po dwóch latach dziewczyna opuściła Bieszczady. Nie powróciła jednak na studia, a do normalności będzie zapewne wracała jeszcze całe lata. Choćby nić kontaktu... Ta historia, to tylko jedna z wielu podobnych, z którymi co roku stykają się pracownicy i wolontariusze Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach, działających w kilku miejscach w kraju. Prowadzą one działalność profilaktyczną, mającą na celu ochronę osób w różnym wieku przed manipulacją psychologiczną, doktrynalną i ideologiczną. Pomagają również ludziom uwikłanym już w sekty oraz ich rodzinom i przyjaciołom. W krakowskim oddziale ośrodka pomoc i wsparcie otrzymała także rodzina Dominiki. – Rodzice, których dzieci padły ofiarą grup stosujących psychomanipulację, powinni niestety liczyć się z tym, że droga, która jest przed nimi, będzie długa i trudna. Najpierw jednak muszą zaakceptować nową sytuację i pogodzić się z tym, że zazwyczaj – ufajmy, że przejściowo – ich dziecka nie ma w domu – zauważa Józef Rostworowski, który od 17 lat pracuje jako wolontariusz w dominikańskim ośrodku w Krakowie, pełniąc w międzyczasie funkcję małopolskiego kuratora oświaty. Podkreśla przy tym, że niezwykle ważną rzeczą jest utrzymanie choćby najdrobniejszej nici kontaktu z synem lub córką, co zawsze zwiększa szansę na udzielenie pomocy. Kiedy dziecko wraca jakieś inne Grupy psychomanipulacyjne, do których należą także różnorodne sekty, działają przez cały rok. Jednak to właśnie w czasie wakacji, kiedy młodzi ludzie mają dużo wolnego czasu, który nierzadko spędzają poza domem i kiedy są szczególnie otwarci na nawiązywanie znajomości z nowymi ludźmi, werbownicy jeszcze intensywniej zarzucają swoje sieci. – Z zasady członek grupy stosującej psychomanipulację nie podchodzi od razu do swojej ofiary, ale najpierw dokładnie ją obserwuje. Oczywiście łatwiej czynić to na przykład w miejscach publicznych, zwłaszcza tych, gdzie młodzi chętnie przebywają. Zdarza się nawet, że na miejsce werbowania wybierane są pielgrzymki religijne. Niestety młodzież pozbawiona opieki rodziny, sama nie zawsze jest w stanie dobrze ocenić zamiary innych – wyjaśnia Rostworowski, który na co dzień jest także dyrektorem Niepublicznego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli przy Centrum Jana Pawła II w Krakowie. Stąd też od wielu lat właśnie pod koniec lata osoby posługujące w dominikańskich ośrodkach spotykają się z najbardziej trudnymi przypadkami. − To wówczas najczęściej przychodzą do nas rodzice, którzy zauważają, że ich dziecko po powrocie z wakacji jest jakieś inne. Czują oni, że coś się wydarzyło, że ktoś wpłynął na sposób myślenia dziecka – mówi Józef Rostworowski, dodając, że oczywiście niekoniecznie musi to świadczyć o tym, że młody człowiek należy już do grupy psychomanipulacyjnej. Na tym etapie jego bliscy muszą szczególnie zwracać uwagę na to, jak się zachowuje, czy nie nastąpiła zmiana, np. w sposobie ubierania, odżywiania, czy nie pojawiły się jakieś całkiem nowe przyzwyczajenia i czy przy tym nie prowadzi z kimś ożywionej korespondencji. Sprawdźmy, zanim wyjedzie Musimy też zachować ostrożność, wysyłając dziecko na różne formy zorganizowanego wypoczynku. – Rodzice czy opiekunowie powinni dokładnie sprawdzić, kto wyjazd organizuje, kim są biorący w nim udział opiekunowie, jaki jest program wypoczynku i w jakim miejscu się on odbywa. Pamiętajmy, że każdą formę wypoczynku dla dzieci i młodzieży można sprawdzić w wojewódzkim Kuratorium Oświaty. Nasz niepokój powinny budzić zwłaszcza bardzo niskie koszty wyjazdu, ale też sytuacja, kiedy organizator unika odpowiedzi na nasze pytania lub gdy kontakt z nim ograniczony jest jedynie do telefonu komórkowego – przestrzega Rostworowski. Warto być czujnym, gdyż sekty nie zawsze są łatwo rozpoznawalne. Często bowiem kryją się pod nazwami kościołów, związków wyznaniowych, nowych ruchów religijnych czy stowarzyszeń. Ważne jest nie tyle to, jak dana grupa się nazywa, ale to, w jaki sposób działa, werbując nowych członków i jakie są jej prawdziwe cele. Ukryte zagrożenia Specjaliści z Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach podkreślają, że największe niebezpieczeństwo, jakie czyha na młodych ludzi, wiąże się z uzależnieniem psychicznym. Powoduje ono najczęściej odcięcie zwerbowanej osoby od swojego dotychczasowego środowiska i poddanie jej „praniu mózgu”. Wówczas taką osobą bardzo łatwo jest sterować, tym bardziej że nie zdaje ona sobie sprawy z tego, że jest od kogoś uzależniona. Wydaje jej się, że sama dobrowolnie i świadomie podejmuje wszystkie decyzje, a w rzeczywistości jest zupełnie podporządkowana przywódcom danej grupy. Taką typową grupą, która bardzo łatwo całkowicie uzależnia psychicznie jest Kościół Zjednoczeniowy Moona, działający dosyć szeroko także w Polsce. Bardzo aktywni, zwłaszcza na Pomorzu, są także członkowie destrukcyjnej grupy Hare Kriszna, przyciągającej młodych swoim strojem, śpiewem, tańcem, a także rozdawanymi za darmo posiłkami. Niebezpieczna jest również sekta używająca nazwy Bractwo Zakonne Himawanti, która ostatnio szukała swoich sympatyków i wyznawców także na portalach społecznościowych, np. na Facebooku. Wcześniej werbowała ona ludzi, oferując chociażby kursy jogi. Tego typu grupy często zresztą ukrywają się pod pozornie niewinną działalnością, taką jak nauka języków obcych czy zajęcia ze sztuk walk Wschodu. A trzeba zdawać sobie sprawę, że w naszym kraju może działać, jak się oblicza, ok. 300 sekt. Należy do nich ponad 100 tys. osób, a ich wpływom może ulegać nawet milion Polaków. By uchronić nasze dziecko przed ich zgubnym wpływem, nie wystarczy być czujnym jedynie podczas wakacji. O dobry kontakt z nim musimy bowiem dbać przez cały rok. Dominikańskie Ośrodki Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach Tu znajdziesz rzeczowe informacje i wsparcie, jeśli masz pytania lub potrzebujesz pomocy: tel. 24h: 694 480 628. Adresy poszczególnych oddziałów: Gdańsk ul. Świętojańska 72; tel. 795 516 463; e-mail: gdansk@ Kraków ul. Dominikańska 3/24; tel. 12 423 11 81; e-mail: krakow@ Poznań ul. Kościuszki 99; tel. 61 852 31 34; e-mail: poznan@ (w sierpniu ośrodek nieczynny) Warszawa ul. Dominikańska 2; tel. 22 543 99 99; e-mail: warszawa@ Wrocław ul. Nowa 4/1b; tel. 71 341 99 00; e-mail: wroclaw@ Łódź Fundacja Przeciwdziałania Uzależnieniom „Dominik” działająca przy klasztorze oo. Dominikanów ( ul. Zielona 13; tel. 42 639 28 85; e-mail: sekretariat@ Źródło: Przewodnik Katolicki
Dowcip, kawał :-} Przychodzi facet do spowiedzi i mówi, że zgwałcił nieletnią. Ksiądz wyrozumiale: - Pewnie ona Ciebie, mój synu, sprowokowała - Tak, proszę księdza. W czwartym odcinku cyklu „Wakacje na pustyni” o. Szymon Hiżycki OSB mówi o tych chwilach bezradności, gdy Bóg czyni cuda. Opowiadano o abba Makarym Egipcjaninie, że kiedyś szedł ze Sketis pod górę, niosąc kosze, i usiadł zmęczony, i zaczął się modlić: „Panie, Ty wiesz, że już dalej iść nie mam siły!”. I natychmiast znalazł się nad rzeką. Piotr Sacha: Nie wiem, czy Tolkien czytał Makarego, ale ta scena przypomina mi jego literacki świat podróży, przygód, zjawisk nadprzyrodzonych... Niesamowity jest ten apoftegmat. O. Szymon Hiżycki OSB: Ja też nie wiem, czy Tolkien znał Makarego (śmiech). Ale z pewnością Makary jest postacią, która w literaturze monastycznej osiągnęła dużą popularność. Przypisywano mu autorstwo wielu tekstów, a także zdolność czynienia cudów, czytania w sercach, wyjątkowej łączności z Duchem Świętym. I ten apoftegmat dobrze wpisuje się w wyobrażenia na temat Makarego – cudotwórcy, a także człowieka wyjątkowo umiłowanego przez Boga. Tu wyjątkowo bezradnego. Wspomniane Sketis to istniejący do dziś ośrodek życia monastycznego odległy o jakieś 30 km na północny zachód od Kairu – środek pustyni. Akurat tu przekład jest nieprecyzyjny. Czytamy w nim: „kiedyś szedł ze Sketis pod górę”. A konkretnie to on szedł „przez pustynię”. Wędrował do miejsc zasiedlonych, żeby sprzedać swoje kosze. Obładował się nimi jak osioł, słońce prażyło niemiłosiernie, miał już dosyć. Pada zmęczony i modli się: „Panie, Ty wiesz, że już dalej iść nie mam siły”. A może nawet już nie ma siły się modlić. Bóg patrzy na swoje ukochane dziecko i przenosi je nad rzekę, dokładnie nad Nil, czyli tam, gdzie mieszkali ludzie, którzy mogli kupić wyroby Makarego. Taki to jest obraz. Obraz szczerości dziecka. Któremu Bóg okazuje swoją czułość. Z drugiej strony, jak Pan wcześniej zauważył, ukazuje się nam ten wielki Makary, który nie ma siły, jest bezradny. Bardzo pocieszające dla nas (śmiech). Mamy tu również aluzję do sceny z Ewangelii według świętego Jana. Apostołowie znajdują się na środku Jeziora Genezaret. W pewnym momencie widzą Jezusa, jak zbliża się do nich, idąc po wodzie. Kiedy chcieli wziąć Go do łodzi, natychmiast znalazła się ona przy brzegu. Makary jawi się jak nowy apostoł, który nie płynie przez jezioro, a przez ocean piasku. A co z nami? Myślę, że Makary pokazuje nam, że z Bogiem warto dzielić wszystkie swoje troski, bez względu na to, jak daleko od Nilu jesteśmy. ZOBACZ: WSZYSTKIE ODCINKI CYKLU „WAKACJE NA PUSTYNI” Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) – opat klasztoru oo. Benedyktynów w Tyńcu; studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. Piotr Sacha / Foto Gość
3. Nie poddawaj się, jeśli twoje dziecko jest trudne. Zelia uspokajała swego brata w liście, aby nie martwił się, jeśli trudno mu sobie poradzić z małym dzieckiem. Nie frasuj się, że Twoja mała Jeanne ma humory. To nie przeszkodzi jej być później wzorowym dzieckiem, a nawet Twoją pociechą.
Młoda 31-letnia żona i mama sześciu synów, dzieli się na blogu „Manymum” swoją wiarą i życiem rodzinnym. Niedawno podzieliła się swoją refleksją po wyjściu z Mszy św. w sąsiedniej parafii. Jej wpis pojawił się nie tylko na blogu, ale i na jej profilu na Facebooku, wywołując spore poruszenie w komentarzach. O co chodziło? O dzieci w kościele... I brak cierpliwości ze strony społeczeństwa. Młoda mama wyjątkowo udała się na Eucharystię do sąsiedniej parafii z czwórką swoich synów, bo dwójka była na obozie harcerskim. Aby nie przeszkadzać w nowej parafii, usiedli dalej od ołtarza. W ławce obok nich siedział tylko jeden pan. „Jeszcze zanim Msza się zaczęła, Stefan chciał ściągnąć kurtkę. Ściągnęłam mu, powiesiłam na haczyk ławki. Franek zaczął ją dotykać, dwuletni Stefciu powiedział wtedy: „Franek zostaw moja kurtkę”. Zareagowałam od razu, sięgając po kurtkę, aby ją dać w inne miejsce, a w tym czasie pan powiedział do Stefana „ciiii”. W pierwszym momencie nawet pomyślałam, że chce mnie wesprzeć. Jednak dalsza część Mszy pokazała jak bardzo się myliłam. Sześciolatek i ośmiolatek stali cicho koło Marcina. Ja po jednej swojej stronie miałam dwulatka, po drugiej energicznego czterolatka. Nie krzyczeli, nie biegali, nawet nie gadali normalnym tonem” – pisze młoda matka. „Wiercili się trochę, trochę kładli na klęczniku przy ławce (ławki wysokie, przed klęcznikiem drewniana wysoka część, wiec nawet nie byli widoczni). Trochę się przytulali, trochę któryś do mnie chciał na ręce. Potem znów na dół. Generalnie standard. Nie oczekuje od dwulatka i czterolatka idealnie złożonych rączek, bo to nierealne... Szeptem odpowiadam na ciche pytania, których nie ma dużo. Czasami proszę, żeby byli ciszej, czasami biorę na kolana, żeby im pomóc się wyciszyć. Chcemy im pokazywać Eucharystię, chcemy, by wiedzieli, że Pan Bóg ich kocha i zaprasza do siebie” – dodaje. Tym razem jednak kobieta sama była nieustannie spięta, gdy obok słyszała nieustanne syczenie. „Pan syczał i uciszał ich dosłownie piętnaście razy, robiąc chyba większy hałas niż oni. Mam wrażenie, że przeszkadzali mu samym byciem w tym kościele. Na początku próbowałam ich uciszać, do pana miło uśmiechać. Jednak pod koniec Mszy, gdy pan zaczął krzyczeć na Franka (tak, krzyczeć) „bądź wreszcie cicho!”, grzecznie, acz stanowczo, powiedziałam „proszę na niego nie krzyczeć”. Pan cmokał do samego końca, a patrzył na mnie ze świętym oburzeniem. Wyszłam stamtąd ze łzami w oczach” – wyznaje trzydziestolatka. Kobieta od blisko trzynastu lat chodzi do kościoła z małymi dziećmi na Eucharystię. „Nie wyobrażam sobie przez trzynaście lat być tylko na Eucharystii „dla dzieci” lub wymieniać się z mężem, żeby dzieci do kościoła nie brać ze sobą” – pisze na profilu „Manymum”. Kobieta chce dzieciom pokazywać wiarę rodziców i samego Pana Jezusa. „W naszym kraju coraz mniej młodych chodzi do kościoła. Po dzisiejszej sytuacji coraz mniej mnie to dziwi. W sumie czego jako wierzący katolicy oczekujemy od dzieci? Żeby zniknęły? Czy żeby zamienili się nagle w dorosłych? Czy chcemy żeby kolejne pokolenia wierzyły? Czy chcemy im pokazać, że kościół jest także ich domem? Miejscem bezpiecznym, w którym czeka na nich Najlepszy Bóg? Czy chcemy ich jednak odstraszyć, albo zastraszyć? Mam dzieci raczej zdyscyplinowane. Obyte z kościołem. Nie biegające w kółko, nie jedzące w kościele, nie krzyczące (zazwyczaj). A mimo to , i ja i oni, poczuliśmy się na tej Mszy tam niechciani. A przecież dzieci mają różne charaktery, temperamenty oraz różne dni. Czasami gorsze... Czasami płaczą, czasami trudniej je uspokoić (my wtedy wychodzimy na chwile na zewnątrz, ale rozumiem, że takie sytuacje bywają!). Jestem przekonana, że rodzice tych dzieci starają się jak mogą. Nie raz stają na rzęsach, by nie przeszkadzać innych. Czy dla nich naprawdę nie ma miejsca w kościele? Mamy już społeczeństwo, którym dzieci przeszkadzają na każdym kroku. W autobusie, w pociągu, w restauracji, na plaży. Ba, czasami przeszkadzają bawiąc się na własnym podwórku... Czy my, wierzący, też chcemy się ich pozbyć? Czy nam także przeszkadzają? Pamiętajmy, że oni za jakiś czas będą nastolatkami (mój najstarszy na przykład…), a potem dorosłymi. Pytanie czy my swoim postępowaniem nie wyrzucamy ich poza nawias. Nie odrzucamy” – pisze szczerze młoda matka. Przyznaje też, że bywały takie Msze św., na których jej dzieci naprawdę nie dawały się opanować. Wówczas albo ona, albo jej mąż, wychodzili na zmianę z dziećmi na plac kościelny. „W różnych kościołach i w różnych miejscach spotykałam się wtedy z uśmiechami wysyłanymi nieśmiało, z takim delikatnym wsparciem. Czasami po Mszy nawet ktoś podchodził i mówił, że cieszy się z naszej rodziny. Że cieszy się , że chodzimy z dziećmi do kościoła. I to było niesamowite, wspierające, dające siły na kolejne Msze!” – przytacza i takie przykłady mama blogerka. „Dla mnie Eucharystia przeżywana zawsze z małym dzieckiem też jest wymagająca. Staram się uczestniczyć aktywnie, jednocześnie pilnując dzieci, trzymając rękę na pulsie. Prawdziwa wspólnota w tym wspiera…” – uważa prowadząca profil „Manymum”. Pod tym wpisem pojawiło się wiele słów wsparcia i zrozumienia. Pisali również kapłani, którzy zachęcali, aby nie odrzucać dzieci. Niektórzy apelowali do proboszczów, aby jeszcze bardziej wychodzili naprzeciwko maluczkim. Jeden jezuita napisał, że powierza na Mszy św. w Domu Rekolekcyjnym różne, proste zadania dzieciom. To skupia ich uwagę. „Liturgia mszalna jest trudna i dzieciaki bez odpowiedniego prowadzenia nie ogarniają co i po co się dzieje. Bo przecież ich „grzeczne” stanie w kościele nie gwarantuje ich spotkania z Chrystusem” – napisał jezuita. Jezus jasno mówi w Ewangelii, by nie zabraniać dzieciom przychodzić do Niego. Do takich bowiem należy Królestwo Niebieskie. Wiadomo, że jeśli dziecko głośno krzyczy i przeszkadza, warto je wziąć na chwilę na zewnątrz, aby je uspokoić. Jednak nie można wymagać, że będzie stało cały czas na baczność. Jeśli się trochę powierci, cicho pochodzi, ciekawe tego, co dzieje się przed ołtarzem, to nie robi tym nikomu krzywdy. Może warto sobie wtedy przypomnieć słowa Jezusa, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie wejdziemy do Królestwa Bożego. Małe, podchodzące z zaciekawieniem bliżej ołtarza dziecko, chce być bliżej Pana Jezusa. Serce dziecka czuje to, co niektórzy dorośli być może dawno zatracili podczas „siedzenia w ławkach”. W jednym z komentarzy pod postem na profilu „Manymum”, Marcin Perfuński podzielił się refleksją, którą spisał niegdyś dla portalu Aleteia: „Podczas jednej z Mszy małe dziecko mocno dokazywało. Gdy ks. Maliński rozpoczął kazanie, speszeni rodzice ze wstydem skierowali się w stronę wyjścia, by opuścić kaplicę i nie przeszkadzać innym. Ksiądz przerwał homilię: „Nie wychodźcie. Zostańcie. Niech dziecko poczuje, że kościół to jego miejsce. Tu jest jego dom i tu może być sobą”. To najlepszy opis Kościoła, jaki kiedykolwiek usłyszałem". Tak, bo w kościele, z którego dorośli wyganiają dzieci, niedługo zabraknąć może i dorosłych. Warto mieć to na uwadze. źródło:
Ewangelie poświęcają mu zaledwie 26 wierszy, on sam nie wypowiada ani jednego słowa. Tymczasem Józef to postać niezwykła. Nie porzucił dziewczyny, która była w ciąży, choć wiedział, że nie z nim, a po porodzie uznał dziecko za swoje, wychował i stworzył mu dom. Przeciętny katolik człowieka, który wychował Jezusa, kojarzy ze staruszkiem z kolędy, a nie mężczyzną
W maju 1927 r. został mianowany proboszczem parafii Budsław w dekanacie wilejskim. Była to duża parafia przygraniczna (ok. 6 000 wiernych) z pięknym pobernardyńskim kościołem i słynącym łaskami wizerunkiem Matki Boskiej. Założył tu Towarzystwo Rozkrzewiania Wiary i Stowarzyszenie Misji Wewnętrznych. . 654 221 424 534 50 684 647 618

dziecko tu jest twoja parafia